sobota, 6 lutego 2016

Rozdział VI

Bo dzień tygodnia i godzina muszą się zgadzać.
Wiem, zwaliłam, przepraszam. I dziękuję za 1k wyświetleń~


Minęło trochę czasu, nim doszłam do miejsca spotkania, którym było wielkie drzewo niedaleko parku. Nic by go nie wyróżniało, gdyby nie to, że jest naprawdę ogromne. I stare.

Alexandra czekała już tam, mimo tego, że przyszłam pięć minut wcześniej. To dziwne, spodziewałam się, że się spóźni. To by nie była niespodzianka. Jednak widocznie obie nie lubimy się spóźniać.

– Cześć, Haru! – krzyknęła od razu, gdy mnie zobaczyła. Szeroko się uśmiechnęła i pomachała mi, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy dziwnie się na nią patrzyli.

– Cześć. Nie musisz tak krzyczeć. – Nie skomentowałam nowego pseudonimu. – Gdzie idziemy?

– Planowałam się przejść tą ścieżką. – wskazała palcem na drogę prowadzącą do parku. – Nachodzimy się, jest długa.

– W porządku.

Na samym początku szłyśmy w milczeniu. Nie wiedziałam o niej nic, dlatego pytania pokroju "Jak tam?" mogłyby ją trochę speszyć. Nie miałam też pojęcia, co będziemy właściwie robić (prawie półtorej godziny spaceru?).

– Tooo... Jak ci minął dzień? – A jednak.

– Nieźle. – wzruszyłam ramionami. – Nic specjalnego raczej się nie wydarzyło. A tobie?

No i zaczęło się.

– Przed naszym spotkaniem poszłam na zakupy, razem z mamą i bratem. Mówiłam ci już, że mam brata? Studiuje w Anglii, jest ode mnie trzy lata starszy. Przyjechał, bo ma dłuższe wakacje, a skończył już wszystko rozpakowywać. Znalazłam sklep, w którym jest straszna przecena na staniki, bo aż siedemdziesiąt procent! Matt zawsze narzekał, że zamiast zająć się czymś produktywnym, ciągle chodzę na zakupy, a jednak porównując mnie do dziewczyn z naszej klasy, wcale tak dużo rzeczy nie kupuję.

– Taaa, masz rację. – szczerze mówiąc, średnio lubiłam chodzić na zakupy, najczęściej dlatego, że po prostu nie miałam z kim, a samemu było nudno. – Czemu przeprowadziłaś się z Anglii do Japonii? – zmieniłam temat.

– Moja mama uwielbia Japonię. Japońskiego uczyłam się od malucha, dlatego nie mam problemów z wymową ani gramatyką. Jedynie pisanie sprawia mi problem. – zamyśliła się. – Nie miałam nic przeciwko temu. W Anglii nie było za dużo interesujących osób.

– Tu też nie ma. – mruknęłam.

– Są. – powiedziała i popatrzyła się na mnie. Zrozumiałam aluzję i odwróciłam od niej wzrok.

– Nie znasz mnie. – powiedziałam pewnie. – Chodzimy razem do klasy tylko jeden dzień.

– No niby taaak... 

Rozmawiałyśmy chyba z godzinę. Wbrew temu, co o niej sądziłam, okazała się być całkiem miła i nie narzucała się wcale. Znała granicę. Dowiedziałam się o niej dużo rzeczy – jej ojciec bardzo dużo pracuje, więc widzi go tylko w święta i urodziny. W wolnym czasie rysuje, czyta i gra w siatkówkę. Dużo gra. I ogląda kreskówki. To był w sumie główny temat naszych rozmów. 

– Muszę już lecieć. – powiedziałam, zerkając na zegarek. Tak naprawdę bardzo nie chciałam wracać do domu. Tak bardzo nie chciałam znowu jeść. 

– Ah? No dobra. – powiedziała niechętnie. – Szkoda, fajnie się gadało. Pójdziemy jutro razem na autobus?

– Jasne, czemu nie. 

Rozeszłyśmy się. W domu byłam trzy minuty przed dwudziestą. Mama akurat kończyła przygotowywać kolację. Cóż, mam nadzieję, że przynajmniej zrobi coś zdrowego...


sobota, 5 września 2015

Rozdział V

Po co się zgodziłam? Czy ja nie mam przypadkiem wiele na głowie? A co, jeśli będzie próbowała wepchać coś we mnie? Albo zacznie przepytywać? Cholera...


Umówiłyśmy się na 18:45, bo o 18:30 kończyłam moje "korepetycje". Od razu po powrocie do domu zastałam w nim moich rodziców robiących obiad.

- Nareszcie jesteś. - uśmiechnęła się fałszywie moja mama - Pani psycholog do ciebie przyszła, kochanie. Chce zobaczyć, jak sobie radzisz i przyniosła wyniki testu. - pomachała kopertą. - Czeka w salonie, idź do niej. - O nie. Nie, nie, nie, nie. Kto jak kto, ale moja pani psycholog nie da się oszukać.

Zostawiłam w przedpokoju torbę i poszłam do salonu. Tam czekała na mnie pulchna, starsza kobieta z okularami i siwobrązowymi włosami.

- Witaj, Haruka! Jak się masz? Zmarniałaś trochę, znowu nic nie jesz? - mówiła wesoło.

- Dzień dobry, jest całkiem w porządku. Jem. - moje kłamstwa dzisiaj nie były zbyt przekonujące, więc tylko Alexandra w nie uwierzyła.

- Jakoś ci nie wierzę. Jak tam nowa klasa? Mam nadzieję, że kogoś polubiłaś. - pogroziła mi palcem.

- Ja... w sumie nie wiem. Zakolegowałam się z jedną dziewczyną, lecz to głównie ona chciała tej znajomości.

- Ty chyba nigdy nie wyjdziesz sama z inicjatywą. - westchnęła tylko. To dziwne, tylko jej udało się tak dobrze do mnie zbliżyć. Nie mówię tu o zaufaniu i tak dalej, przecież jest psychologiem. To normalne, że ma doświadczenie. Mam wrażenie, że mogę z nią rozmawiać na równi. Jakby była moją rówieśniczką.

Minęły niecałe trzy godziny, a ja miałam wrażenie, że ktoś specjalnie przestawił nam zegarki.

- Będę się już zbierać. Mam nadzieję, że kiedyś zaczniesz normalnie jeść. Może twoja nowa koleżanka ci w tym pomoże?

- Pozbawiłam ją podejrzeń w stosunku do mojej choroby. Nie powinna się już dopytywać. - uśmiechnęłam się słodko. - Dziękuję, że mnie pani odwiedziła w dniu wolnym. Miłego wieczoru.

Odprowadziłam ją i od razu pobiegłam na górę. Nie chciałam wchodzić do kuchni po wyniki testu. Musiałabym przy okazji zjeść obiad przygotowany przez moją mamę. Przebrałam się w normalne ubranie*, czyli koszulę w czerwoną kratę i rurki. Po raz pierwszy od maja wyciągnęłam także glany z szafy. Noszę je głównie w celu korekcyjnym, jednak i tak uwielbiam je.

Szybko zbiegłam na dół. Mama siedziała w salonie i klikała coś w komputerze. Uniosła wzrok i spojrzała na mnie pytająco.

- Idę do nowej koleżanki. Będę przed dwudziestą.

- Nie zjadłaś obiadu. - zauważyła.

- W szkole zjadłam duże drugie śniadanie. - skłamałam, jednak i ona dzisiaj mi nie uwierzyła. Szlag by to.

- Kolacji ci nie odpuszczę.

- Wiem. Cześć. - poszłam do przedpokoju i zasznurowałam moje dziesiątki. Wyszłam z domu. 

Była typowo jesienna pogoda. Wiał wiatr, niebo było zachmurzone. Cały dzień nie było słońca. Trochę kropiło, jednak nie przeszkadzało mi to w chodzeniu i zachwycaniu się widokami. Uwielbiałam jesień i jednocześnie bałam się jej nadejścia. 

Jesienna chandra. 

Możliwe, że i tej jesieni mnie dopadnie. Przyjdzie, zniszczy i odejdzie. Ma jednak jeden plus. Podczas depresji nie odczuwasz potrzeby jedzenia. Może do końca roku uda mi się zrzucić do upragnionych 38 kilogramów...? 





*w mundurku dziwnie by się było spotkać z koleżanką. Ja odebrałabym to chyba jako obrazę

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział IV

Laire Stock – Szczerzyłam się jak głupia podczas czytania tego, bo masz sto procent racji. No, może poza czcionką. Lubię ją. Ale skoro niewygodnie się czyta, to zmieniam na Arial. I nie martw się, sama szybkiej akcji nie lubię, więc nim się pocałują to minie hohoho czasu. Polonistka... zawyłam na cały dom z tego błędu ;-;`
Co do szablonu – mój komputer ma downa niczym metabolizm Haruki, więc na żaden wyrafinowany od szabloniarni nie ma co liczyć. Jakoś go ogarnęłam, ale na nogi nie powala (pierwszy raz używam CSS). Whoa, ja tu ledwie gram w koniki, a 2/3 gier mi się nie pobiera.


Lekcje nareszcie dobiegły końca. Towarzystwo Alexandry nie byłoby aż takie złe, gdyby nie fakt, że jest strasznie upierdliwa. Jej optymizm zaczął już mnie przerażać. Chociaż przynajmniej nikogo nie udawała...

Czy ja też kiedyś byłam taka?

Aż zatrzymałam się i zastanowiłam. Przed manią odchudzania śmiało mogłam stwierdzić, że... byłam normalna. Byłam trochę zacofana w tej całej modzie, anime, chłopakach i różnych gwiazdach internetu, ale chyba dziewczyny mnie lubiły. Właśnie. Lubiły. Gdy okazało się, że mam stwierdzoną anoreksję, wszystkie się ode mnie odwróciły. Ale w sumie spodziewałam się tego. Niestety.

Zaczęłam z powrotem iść do swojego domu.

– HAAARUKAAA! – usłyszałam wrzask. Nie zdążyłam się nawet odwrócić. Poczułam, jak szczupłe ramiona owijają mi szyję. - Tu jesteś! Mówiłaś, że na mnie poczekasz! - mogłam się spodziewać.

– Alexandra, ale ja nigdy czegoś takiego nie mówiłam... – westchnęłam, starając się uwolnić swoją szyję.

– Nie mów na mnie Alexandra, jestem Alex. Poza tym, obie... – zamarła na chwilę. Poczułam, że dotyka moich obojczyków. – Ty faktycznie nic nie jesz.– zmarszczyła brwi.

– Jem. Po prostu mój metabolizm ma downa. - zaczęłam się nerwowo tłumaczyć. Nie wyglądała na przekonaną. – Naprawdę! Po prostu jem trzy posiłki dziennie i nie biorę drugiego śniadania. Dlatego w szkole nic nie jem.

– Jak twój metabolizm może mieć downa, skoro go zepsułaś jedząc tylko trzy razy dziennie? – zabrała ręce i zaczęła mi się dziwnie przypatrywać. Kurde, mocna jest.

– Ja... dobra, powiem ci. Mam słabą odporność. Muszę codziennie pić dużo witaminy C, która przyśpiesza przemianę materii. – skłamałam – Bez codziennego zażywania jej mogę się z łatwością pochorować. I lubię też zieloną herbatę. Wyciskam do niej cytrynę. Dlatego nie umiem przytyć.

– Niech ci będzie. – dała za wygraną. – Może wpadniesz do mnie dzisiaj po korepetycjach? Moja mama strasznie się ucieszy, że znalazłam sobie przyjaciółkę. – uśmiechnęła się szeroko. Przyjaciółkę? Od kiedy my jesteśmy przyjaciółkami?

– Korepetycje mam do późna, nie wiem, czy będzie warto w ogóle wychodzić z domu, bo o dwudziestej mamy kolację i nie mogę się spóźnić. – od kiedy zaczęłam się odchudzać, moje życie jest przepełnione kłamstwami. Sama nieraz się w nich gubię. 

– Oh, mieszkamy niedaleko. No nie daj się prosić! O dwudziestej będziesz w domu, obiecuję. 

– Czekaj, skąd ty...

– Widziałam, jak rano szłaś na autobus. To jak? – zaczęła się niecierpliwić. 

– Dobra. – jej uśmiech powinien mnie zirytować, jednak zamiast tego odwzajemniłam uśmiech. Niech ma. 

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział III

– Jesteś za chuda! – narzekała Alexandra, idąc ze mną na czwartą lekcję, matematykę.

– Wcale nie. – mruknęłam, jednak – nie powiem – schlebiało mi to, że tak uważa. Chcąc nie chcąc, musiałam chodzić razem z Alexandrą po szkole. Tamta dwójka gdzieś sobie poszła, przestraszona moim cynicznym zachowaniem. Ona za to uczepiła się mnie jak rzep.

– Jesz ty cokolwiek? Nie widziałam cię dzisiaj z kanapką, jadłaś śniadanie? Ile ważysz, jaki wzrost? Czekaj, zgadnę! Metr siedemdziesiąt pięć i pięćdziesiąt kilogramów. – trajkotała. Całe szczęście nie musiałam na to odpowiadać, bo zadzwonił dzwonek. Prędko pognałam przed klasę, nie chciałam zrobić złego wrażenia. Chociaż... moje "pognałam" oznaczało wyciąganie zaledwie dziewięciu kilometrów na godzinę, byłam zbyt osłabiona brakiem jedzenia. Alexandra biegła dużo szybciej i dosłownie śmiała mi się w twarz.

– Mówiłam ci! Widzisz, co się dzieje jak nie jesz?!

– Ale ja... jeeem... - wydyszałam, opierając się dłońmi o kolana. Po chwili znów zaczęłam biec, tym razem truchtem, bo nauczycielka się spóźniała.

– Twoje ciało zaprzecza mózgowi. Mam pomysł! Po lekcjach idziemy na ciacho. - uśmiechnęła się szeroko i zaczęła skakać jak dziecko. Zdębiałam trochę. Ciacho, ciacho... Jeden kawałek ciasta ma średnio około czterysta kalorii, czyli zostanie mi sto wolnych kalorii, a jeszcze muszę zjeść obiad i prawdopodobnie kolację!

– Nie mogę. Mam... korepetycje.

Zasmuciła się, a ja poczułam się, jakbym okłamała dziecko. Nagle dopadły mnie wyrzuty. Uśmiechnęłam się przepraszająco. Jeśli schudnę, pójdę z nią na ciacho.

Czekaj, co...?!

– No to kiedy indziej. Ale nie odpuszczę ci! - pogroziła mi palcem. Wyglądało to zabawnie, ponieważ była ode mnie sporo niższa. Na oko mogła mieć metr sześćdziesiąt. To było w pewnym sensie urocze.

Nauczycielka – po sześciu minutach spóźniania – wpuściła nas nareszcie do klasy. Była trochę roztargnioną, farbowaną blondynką. Wyglądała na całkiem miłą. Możliwe, że lekcje z nią będą w porządku. 


Zdziwiłam się strasznie, gdy Alexandra – zamiast usiąść ze swoimi nowymi znajomymi ˜– podeszła do ławki, w której siedziałam ja i, nie patrząc na mnie, usiadła koło mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zaczęła się rozpakowywać. 

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział II

Z czystym sumieniem mogłam stwierdzić, że moja nowa klasa to idioci. Plastiki narzekające na swoje ciało, emo, gimby i nieliczne osoby stwarzające pozory normalnych. Nauczycielka japońskiego wydawała się mieć nas w poważaniu, to w sumie dobrze. 

– Witajcie w nowym roku szkolnym. – zaczęła, gdy wszyscy siedzieli w ławkach na tymczasowych miejscach. – Nie zamierzam was dzisiaj męczyć, jako, że mamy jeszcze kilka spraw do omówienia. Pierwszą z nich jest kwestia zapoznania się. Dobierzecie się w czteroosobowe grupy, w których będziecie chodzić po szkole. Wiem, że zapewne większość z was nawet się nie kojarzy, więc odbędzie się to za pomocą losowania. Jest was trzydzieści dwoje, czyli akurat osiem grup. – Idiotyczny pomysł. Kto to właściwie wymyślił? – Drugą sprawą są bilanse szkolne. Standardowo, powinny się odbywać co kilka lat. W naszej szkole odbywają się jednak raz na trzy miesiące. Będzie sprawdzany wasz wzrok, wasza waga, wzrost i rozwój klasowy. Trzecią i ostatnią sprawą są zwolnienia z wf'u. Mieliśmy już kilka przypadków, w których uczniowie uciekali w tego przedmiotu. Bez usprawiedliwienia rodziców macie obowiązek ćwiczyć. Można zgłosić trzy nieprzygotowania do przedmiotu w ciągu semestru. Mam nadzieję, że będziecie się do tego stosować. 


Nie powiem, zmartwiło mnie to, że bilansów szkolnych będzie tak dużo. Jednak znam kilka dobrych sztuczek na ukrycie swojego wychudzenia. 


Nauczycielka zaczęła rozdawać kartki, na których były numery grup do których zostaniemy przydzieleni. Miałam numer cztery. Ładna liczba. Mam nadzieję, że nie będę z gimbami. 


Okazało się, że w grupie jestem z plastikiem, jakimś chłopakiem wyglądającym jak pedał i przesadną, rudą (miała niemal pomarańczowe włosy) optymistką, która od razu próbowała nawiązać ze wszystkimi kontakt. 


– Cześć! – Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Odgarnęłam brązowe włosy i popatrzyłam się na nią wyczekująco. – Jestem Alexandra Black, a ty? 


– Haruka Akemi. 


Zbiłam ją z pantałyku.


– Nie interesuje cię czemu nie jestem z Japonii? 


– Niekoniecznie. – mruknęłam i wzięłam torbę, gdy zadzwonił dzwonek. Szybko spakowała swoją torbę i mnie dogoniła. 


– Ej! Nie musisz się tak izolować. – uśmiechnęła się. 


– Nie izoluję się. 


– Izolujesz. 


– Nic o mnie nie wiesz. 


– A co jeśli chciałabym?


Wzruszyłam ramionami. Poszłyśmy w milczeniu na następną lekcję.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział I

Czemu znowu to robię? Muszę codziennie zachowywać się jak obca? Czy coś jest ze mną nie tak? Jestem chora? Czym zawiniłam?

Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Pochylając się nad sedesem, usiłowałam zwymiotować posiłek, do którego zostałam zmuszona przez rodzinę pół godziny temu. Dwa palce. Szum. Ślina, pot i łzy. Dużo łez. Zero wymiotów. Nie umiem. Trzysta dziewiętnaście kcal na kolację. K O L A C J Ę. O trzysta dziewiętnaście za dużo.


,,Ty gruba świnio. Dokładaj trzeci.", podpowiadał umysł. Dołożyłam, jednak jedynie się zakrztusiłam. Więcej śliny, potu i łez.


,,Po prostu zjedz", mówili. Czy oni nie mogą zrozumieć, że... nie potrafię?
Dzisiaj jest pierwszy września, tuż po zakończeniu roku. Na imię mi Haruka Akemi. Zaczęłam pierwszą klasę liceum, profil humanistyczny, klasa pierwsza "C". Jestem anorektyczką. Mam to w papierach. Mierzę sto siedemdziesiąt trzy centymetry, ważę czterdzieści sześć i sześć kilogramów. A przynajmniej tyle ważyłam trzy dni temu. Teraz... nie wiem. Boję się wejść na wagę. Boję się, że zobaczę więcej.

Wstałam znad kibla i chwiejnym krokiem poszłam do kuchni. Rodzina już wyszła. Prędko zagotowałam wodę, nalałam do kubka i nasypałam sól. Dużo soli. Gdy już więcej wmieszać się nie dało, wzięłam kubek do łazienki i z powrotem uklękłam. Patrzyłam chwilę na niego z zaciętą miną i zmarszczyłam brwi.


Raz.


Dwa.


Trzy.


Głęboki wdech. Szybko wypiłam łyk tej wody. Po chwili już wymiotowałam.

Na sam początek...

Nie będę się zanadto rozpisywała, bo nie chciałabym nudzić czytelników na wstępie.

Jestem Alice. Województwo mazowieckie, introwertyk-realista. Trochę nieufna, ale w miarę towarzyska. 5w4, INTJ. Podobno kobiece INTJ jest najrzadziej spotykane (0.8% szans) więc czujcie się, jakbyście znaleźli jednorożca.


Na blogu będę pisała opowiadanie o treści homoseksualnej, konkretnie o miłości dwóch kobiet. Jeśli nie lubisz tej tematyki, proszę, usuń się łaskawie z bloga bez zbędnego komentarza, inaczej ja usunę Ciebie. Osoby zainteresowane zachęcam do czytania, komentowania i polecania.