Bo dzień tygodnia i godzina muszą się zgadzać.
Wiem, zwaliłam, przepraszam. I dziękuję za 1k wyświetleń~
Minęło trochę czasu, nim doszłam do miejsca spotkania, którym było wielkie drzewo niedaleko parku. Nic by go nie wyróżniało, gdyby nie to, że jest naprawdę ogromne. I stare.
Wiem, zwaliłam, przepraszam. I dziękuję za 1k wyświetleń~
Minęło trochę czasu, nim doszłam do miejsca spotkania, którym było wielkie drzewo niedaleko parku. Nic by go nie wyróżniało, gdyby nie to, że jest naprawdę ogromne. I stare.
Alexandra czekała już tam, mimo tego, że przyszłam pięć minut wcześniej. To dziwne, spodziewałam się, że się spóźni. To by nie była niespodzianka. Jednak widocznie obie nie lubimy się spóźniać.
– Cześć, Haru! – krzyknęła od razu, gdy mnie zobaczyła. Szeroko się uśmiechnęła i pomachała mi, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy dziwnie się na nią patrzyli.
– Cześć. Nie musisz tak krzyczeć. – Nie skomentowałam nowego pseudonimu. – Gdzie idziemy?
– Planowałam się przejść tą ścieżką. – wskazała palcem na drogę prowadzącą do parku. – Nachodzimy się, jest długa.
– W porządku.
Na samym początku szłyśmy w milczeniu. Nie wiedziałam o niej nic, dlatego pytania pokroju "Jak tam?" mogłyby ją trochę speszyć. Nie miałam też pojęcia, co będziemy właściwie robić (prawie półtorej godziny spaceru?).
– Tooo... Jak ci minął dzień? – A jednak.
– Nieźle. – wzruszyłam ramionami. – Nic specjalnego raczej się nie wydarzyło. A tobie?
No i zaczęło się.
– Przed naszym spotkaniem poszłam na zakupy, razem z mamą i bratem. Mówiłam ci już, że mam brata? Studiuje w Anglii, jest ode mnie trzy lata starszy. Przyjechał, bo ma dłuższe wakacje, a skończył już wszystko rozpakowywać. Znalazłam sklep, w którym jest straszna przecena na staniki, bo aż siedemdziesiąt procent! Matt zawsze narzekał, że zamiast zająć się czymś produktywnym, ciągle chodzę na zakupy, a jednak porównując mnie do dziewczyn z naszej klasy, wcale tak dużo rzeczy nie kupuję.
– Taaa, masz rację. – szczerze mówiąc, średnio lubiłam chodzić na zakupy, najczęściej dlatego, że po prostu nie miałam z kim, a samemu było nudno. – Czemu przeprowadziłaś się z Anglii do Japonii? – zmieniłam temat.
– Moja mama uwielbia Japonię. Japońskiego uczyłam się od malucha, dlatego nie mam problemów z wymową ani gramatyką. Jedynie pisanie sprawia mi problem. – zamyśliła się. – Nie miałam nic przeciwko temu. W Anglii nie było za dużo interesujących osób.
– Tu też nie ma. – mruknęłam.
– Są. – powiedziała i popatrzyła się na mnie. Zrozumiałam aluzję i odwróciłam od niej wzrok.
– Nie znasz mnie. – powiedziałam pewnie. – Chodzimy razem do klasy tylko jeden dzień.
– No niby taaak...
Rozmawiałyśmy chyba z godzinę. Wbrew temu, co o niej sądziłam, okazała się być całkiem miła i nie narzucała się wcale. Znała granicę. Dowiedziałam się o niej dużo rzeczy – jej ojciec bardzo dużo pracuje, więc widzi go tylko w święta i urodziny. W wolnym czasie rysuje, czyta i gra w siatkówkę. Dużo gra. I ogląda kreskówki. To był w sumie główny temat naszych rozmów.
– Muszę już lecieć. – powiedziałam, zerkając na zegarek. Tak naprawdę bardzo nie chciałam wracać do domu. Tak bardzo nie chciałam znowu jeść.
– Ah? No dobra. – powiedziała niechętnie. – Szkoda, fajnie się gadało. Pójdziemy jutro razem na autobus?
– Jasne, czemu nie.
Rozeszłyśmy się. W domu byłam trzy minuty przed dwudziestą. Mama akurat kończyła przygotowywać kolację. Cóż, mam nadzieję, że przynajmniej zrobi coś zdrowego...